CARPENT TUA POMA NEPOTES

Ukazuje się od 1993 r.

Manfred Spitzer, Cyfrowa demencja. W jaki sposób pozbawiamy rozumu siebie i swoje dzieci

Książka Manfreda Spitzera, do której przeczytania chcę Państwa zachęcić, od początku jej ukazania się w Niemczech latem 2012 roku budzi olbrzymie emocje. Podjęta w niej problematyka, choć poruszana już wcześniej przez innych badaczy, nie wywołała dotąd – jak pisze we Wstępie do wydania polskiego Marzena Żylińska – „tak burzliwej dyskusji ani tak głośnych polemik czy protestów”. A rzecz jest niesłychanie ważna, dotyczy bowiem codziennej, dziś już wielogodzinnej aktywności milionów młodych ludzi, która nie pozostaje bez wpływu na procesy dojrzewania ich mózgów. Na tenże wpływ chce zwrócić szczególną uwagę niemiecki badacz mózgu i psychiatra, apelując do dorosłych o krytyczną ocenę i głęboki namysł nad organizacją kontaktu dzieci i młodzieży z coraz większą liczbą cyfrowych mediów. Cyfrowa demencja wyrasta z troski o przyszłość tych, którzy do takiej krytycznej oceny nie są jeszcze zdolni, a których my, rodzice i nauczyciele, musimy tego dopiero nauczyć. Jest „ostrzeżeniem przed zagrożeniami, jakie niesie ze sobą zbyt wczesne i zbyt intensywne korzystanie z różnego typu cyfrowych urządzeń” (s. 7). Autor bardzo dobitnie, a przy tym odważnie dopomina się o refleksję i poważne potraktowanie kwestii coraz większej ekspansji cyfrowych mediów oraz rzetelne informowanie ogółu społeczeństwa na temat zagrożeń, jakie niosą. Przede wszystkim jednak domaga się podjęcia konkretnych działań zapobiegających ich niekorzystnemu oddziaływaniu na rozwijające się i niezwykle plastyczne mózgi dzieci i młodzieży.


Zadanie, o którym mowa, nie należy do łatwych – korzystanie z elektronicznych mediów to, rzec by można, nasz „chleb powszedni”. Mamy świadomość ich niezastąpionej roli w wielu sferach życia, ba, poznawanie tajników ludzkiego mózgu w ogóle nie byłoby możliwe bez nowoczesnych technologii. „Nie może więc chodzić o to, by cyfrowe media zwalczać czy wręcz chcieć się ich pozbyć” (s. 258). Dorosłym musi jednak towarzyszyć inna jeszcze świadomość, a mianowicie, że ich decyzje w tym obszarze mają wpływ na strukturę mózgów dzieci (s. 7). Podejmowanie tak ważnych decyzji wymaga wsparcia rzetelną wiedzą na temat funkcjonowania mózgu i rzeczywistego oddziaływania nań mediów. Najwyższy już czas, uważa M. Spitzer, by w podejmowaniu decyzji dotyczących rozwoju i edukacji naszych dzieci nie kierować się interesami wolnego rynku, lecz rzetelną wiedzą naukową (s. 192).
Badanie najbardziej skomplikowanego i dynamicznego organu ludzkiego ciała, jakim jest mózg, „stało się możliwe dzięki zastosowaniu najnowocześniejszych technologii diagnostyki obrazowej oraz złożonych algorytmów matematycznych do analizy danych” (s. 37). Imponujące postępy w odsłanianiu tajników funkcjonowania ludzkiego mózgu określane są mianem jednej z największych rewolucji naukowych naszej epoki. W konsekwencji w ostatnich latach przybywa publikacji, dzięki którym każdy z nas może zapoznać się z odkryciami neurobiologów, obserwujących jak działa mózg. Nie sposób przecenić znaczenia tych badań, także dla codziennej pracy nauczyciela z uczniami.
Kiedy mózg pracuje, zachodzą w nim zmiany, jeśli go nie używamy – niszczeje oraz To, co robimy oraz czego nie robimy nie pozostaje bez wpływu na nasz mózg – to podstawowe tezy Cyfrowej demencji, uzasadniane w kolejnych rozdziałach książki przez M. Spitzera w kontekście intensywnie rozwijających się badań neurobiologicznych. Autor – lekarz i naukowiec oddany idei propagowania wiedzy z zakresu neurobiologii oraz neurodydaktyki, niezwykle klarownie i przystępnie, a przy tym pasjonująco opowiada, na czym polega proces uczenia się i dojrzewania mózgu. Na tym tle analizuje – odwołując się do wyników badań – negatywne oddziaływanie na te procesy wszechobecnych technologii cyfrowych.
Książka Spitzera to fascynująca podróż po odkryciach nauk neurobiologicznych. To niezwykła lektura z gatunku tych, które czyta się „jednym tchem”. Wiedzieliście Państwo na przykład, że w ludzkim mózgu „znajduje się około stu miliardów komórek nerwowych, z których każda ma nawet do dziesięciu tysięcy połączeń z innymi komórkami, co oznacza, iż liczba wszystkich połączeń to mniej więcej milion miliardów (1015)”? (s. 46). Albo o tym, że praca mózgu podobna jest do sytuacji gracza na polu golfowym? Czy zastanawialiście się kiedykolwiek, dlaczego warto uśmiechać się „nawet wtedy, gdy nie mamy ku temu specjalnych powodów” (s. 282), albo śpiewać na głos podczas jazdy samochodem? Znacie eksperyment, który wykazał, że „nawet małpy chętnie »płacą« za możliwość oglądania na ekranie obrazów przedstawiających seks i przemoc”? (s. 278). A czy przyszłoby wam na myśl, że w profilaktyce choroby Alzheimera pomocne mogą okazać się... wnuki? Hm, mnie też nie. Zanim nie sięgnęłam po książkę Spitzera, nie interesowałam się także powodami, dla których badaczy tak mocno absorbuje fenomen dwujęzyczności, nie zgłębiałam wpływu na nasz mózg systemu nawigacji satelitarnej GPS, ani też mechanizmów stojących za pozyskiwaniem dla potrzeb mediów grupy najmłodszych odbiorców. Sposób prowadzenia przez Autora wywodu na te i inne tematy sprawia, iż recenzowana publikacja staje się dostępna dla szerokiego grona odbiorców. To zamierzony zabieg, bo też codzienny kontakt z cyfrowymi mediami dotyczy dziś przytłaczającej większości wielu społeczeństw, nie tylko przecież niemieckiego.
Opisany przez Spitzera proces rozwoju mózgu pozwala na krytyczne odniesienie się do codziennych czynności nauczycieli i uczniów. Każe się poważnie zastanowić nad sensem i skutkiem podejmowania określonych działań, także ich zaniechania. Z tego, choć nie tylko, względu to nieodzowna lektura dla osób pracujących z małymi dziećmi, których mózgi – jak mocno podkreśla Autor – diametralnie różnią się od mózgu dorosłego człowieka.
Szczególnie warto zwrócić uwagę na tempo uczenia się dziecka. Ma to ścisły związek ze sposobem funkcjonowania mózgu, który „różnicuje” tempo uczenia się w ciągu całego życia. Warto zagłębić się w rozważania o dojrzewaniu mózgu, który „jest sam sobie nauczycielem” (s. 142), regulującym proces własnego, stopniowego rozwoju. Znajomość rządzących tym rozwojem mechanizmów to klucz do zrozumienia i przyjęcia podstawowego założenia w edukacji małych dzieci. Przytoczmy je za Spitzerem: „Wspieranie edukacji w przedszkolach jest (...) jednym z najbardziej rozsądnych rodzajów inwestycji” (s. 160). Ponieważ „sposób, w jaki mózg rozwija się w okresie przedszkolnym w żadnym wypadku nie pozostaje bez wpływu na jego funkcjonowanie w przyszłym życiu” (s. 152), dlatego z punktu widzenia rozwoju mózgu to nie szkoły wyższe, ale przedszkola powinny być bezpłatne! – uważa autor. Należy jednak wątpić, by takie postulaty miały szanse na realizację w sytuacji, gdy kwestie ekonomiczne podnoszone są do rangi głównego kryterium organizacji opieki i edukacji najmłodszych dzieci. Tym samym zaprzepaszcza się długofalowe korzyści płynące z tej „inwestycji”. W ten sam nurt krytycznych analiz wpisuje się dziś tematyka kształcenia polskich nauczycieli przedszkoli i klas I–III szkoły podstawowej, wobec których obowiązuje ograniczony do licencjatu poziom wymagań kwalifikacji zawodowych.
Nauczycieli i rodziców małych dzieci zachęcam do zapoznania się z odpowiedzią Spitzera na pytanie: „Dlaczego kontakt z rzeczywistością i pojmowanie świata rękami mają tak ogromne znaczenie?” (s. 146). Autor powołuje się tu na rozpoznania neurobiologii rozwojowej i badania dotyczące tzw. „ucieleśniania” procesów myślowych (s. 148). Prowadzą one do niezwykle ważnych wniosków dotyczących udziału ciała (wykonywanych ruchów, czynności manualnych) w powstawaniu śladów pamięciowych, te z kolei przekładają się na codzienną pracę z dziećmi. Uczenie się, w tym także opanowywanie wiedzy pojęciowej, wymaga podejmowania przez dzieci czynności manualnych, a nie tylko obserwacji działań innych osób czy też konkretnych obiektów. „Innymi słowy, metoda uczenia się decyduje o tym, w jaki sposób wiedza zostanie zapisana w pamięci” (s. 157). Ma to przełożenie zarówno na nabywanie kompetencji matematycznych, jak też umiejętności pisania i czytania. Z badań wynika na przykład, że „dzieci, które w przedszkolu wykazują większe zdolności manualne, w przyszłości są lepsze z matematyki” (s. 153). Zasadnicze znaczenie ma tu biegłość w operowaniu palcami w okresie przedszkolnym – pełni ona ważną rolę w procesie nabywania umiejętności matematycznych. Bawmy się zatem z dziećmi w wyliczanki – radzi autor, zamiast podsuwać im laptopy czy tablety. Wszystkim zaś nauczycielom przyda się wiedza o tym, że „sport, muzyka, teatr, sztuka i wszelkiego rodzaju czynności manualne sprzyjają rozwojowi czołowych partii mózgu” (s. 280), stwarzając niepowtarzalną okazję do ćwiczenia samokontroli (s. 210). Organizowanie atrakcyjnych sytuacji i okazji do uczenia się kontrolowania własnego zachowania, wytrwałości oraz doprowadzania do końca podjętego zadania winny stanowić istotny obszar pracy nauczycieli, nie tylko przedszkoli.
Rodziców i nauczycieli z pewnością zainteresują też doniesienia Spitzera na temat programów telewizyjnych i filmów dla najmłodszych. Czy istnieją dobre programy telewizyjne dla małych dzieci? Odpowiedź Autora Cyfrowej demencji nie pozostawia wątpliwości. Przytaczane przez niego statystyki są niezwykle wymowne; zacytuję choćby niektóre: „Telewizja dla niemowląt urosła do rangi gałęzi przemysłu osiągającej obroty rzędu pięciuset milionów dolarów. W latach siedemdziesiątych (...) przeciętny wiek dziecka wchodzącego w regularny kontakt ze światem telewizji wynosił cztery lata – dzisiaj zmniejszył się do czterech miesięcy” (s. 119); „Niemowlęta poniżej roku spędzają przed ekranem prawie godzinę dziennie, dwulatki już ponad półtorej godziny”
(s. 119). W innym zaś miejscu czytamy: „Dziecko przed ukończeniem piątego roku życia ogląda każdego roku cztery tysiące reklam promujących niezdrową żywność” (s. 115). I choć dane te dotyczą amerykańskich badań, warto się zastanowić, czym my „karmimy umysły” naszych dzieci. „[M]ózg może rozwijać się wyłącznie dzięki temu, czym go karmimy” – pisze Autor. I dalej: „...media cyfrowe są zasadniczo nieodpowiednim źródłem intelektualnego pokarmu dla dzieci” (s. 118).
Pokoleniu cyfrowych tubylców poświęcono już wiele opracowań. Analiza dokonana w książce M. Spitzera zasługuje jednak na szczególną uwagę z racji – podpartej wynikami badań – pogłębionej refleksji nad zjawiskiem wielozadaniowości (multitasking), wyznaczającym codzienność przedstawicielom pokolenia sieci. Już w 2005 roku badania przeprowadzone przez amerykańską fundację Kaiser Family Foundation ujawniły, iż „czas poświęcany przez nastolatków mediom elektronicznym wynosi 6,5 godziny dziennie, przy czym po wyszczególnieniu każdego z mediów łączny czas wyniósłby 8,5 godziny. Oznacza to, że młodzi ludzie upychają 8,5 godziny korzystania z różnych mediów w czasie 6,5 godziny realnej obsługi kilku urządzeń jednocześnie – w pierwszej linii telefonu komórkowego i komputera” (s. 195). Są niemal nieustannie „online”. Prowadzone badania ujawniają, iż intensywne zajmowanie się obsługą cyfrowych mediów ma miejsce także podczas odrabiania zadań domowych. Przy tym uczniowie, którzy robią to w sposób tradycyjny (w zeszycie) na równoczesne zajmowanie się mediami poświęcają 30% czasu, zaś ci, którzy odrabiają zadania domowe, wykorzystując do tego celu komputer, przez 60% czasu korzystają jednocześnie z któregoś z innych mediów cyfrowych (s. 196).
Taki tryb życia, bycie „online jeżeli nie bez przerwy, to przez większą część dnia”, „nie może nie wywierać żadnego wpływu na ciało i umysł” (s. 179–180). Preferowanie wielozadaniowości, w połączeniu z systematycznie wydłużającym się czasem poświęcanym cyfrowym mediom, w coraz większym stopniu zmienia mózgi dzisiejszych nastolatków. Prowadzi m.in. do wytrenowania powierzchownego przetwarzania i przyswajania informacji. „Głęboką pracę umysłową, będącą podstawowym warunkiem procesu uczenia się, zastąpiło cyfrowe »ślizganie się po powierzchni«” (s. 193).
Opisywane zjawisko nie jest bez znaczenia dla organizacji uczenia się w warunkach szkolnych. Wyzwaniem dla szkoły staje się dziś deficyt uwagi i trudność, jaką wielozadaniowcom sprawia „koncentracja na jednym konkretnym zadaniu”
(s. 201). Obawy budzi także praktykowany przez młodych sposób uczenia się i korzystania z mediów, oparty na wspomnianym „ślizganiu się po powierzchni”, surfowaniu i pobieżnym przeglądaniu informacji, bez zagłębiania się w nie (s. 186). Kolejnym zagadnieniem, mającym bezpośredni związek z multitaskingiem, jest ograniczona samokontrola osób go preferujących (s. 213–214). Wszystkie te zjawiska domagają się nie tylko wnikliwego rozpoznania, ale także podjęcia konkretnych działań ze strony rodziców i nauczycieli.  
Przedstawiony przez Autora portret cyfrowych tubylców dopełnia lista kłopotów młodych ludzi z wyszukiwaniem informacji oraz oceną ich jakości. Pokolenie Google’a w mniejszym stopniu niż poprzednie generacje przyswaja fachową wiedzę; utrwalaniu jej w mózgu zapobiega bowiem świadomość nieustannego dostępu do wszelkiego rodzaju informacji w internecie. Tymczasem umiejętne korzystanie z dostępnych w sieci danych wymaga – zdaniem Autora – solidnego wykształcenia i elementarnej wiedzy w obszarze, w którym poszukujemy informacji. Dotychczasowa wiedza ma pełnić funkcję „filtra” umożliwiającego oddzielenie rzeczy ważnych od nieistotnych, wartościowych treści od zwykłych „śmieci”. „Fachowej wiedzy nie zastąpi żadne »prawo jazdy« na internet, nie zastąpią jej też żadne kompetencje medialne” – konkluduje Autor (s. 184). Dodajmy, że chodzi o fachową, rzetelną, pogłębioną, a nie powierzchowną wiedzę. Sposób gromadzenia doświadczeń narzucany przez media będzie miał daleko idące skutki w dorosłym życiu młodych ludzi – obawiaja się pedagodzy. Bardzo ostro rysuje się ten problem, gdy ująć go z perspektywy przyszłych decyzji i działań o zasięgu ogólnospołecznym podejmowanych przez obecne młode pokolenie. Stan tego społeczeństwa w dużym stopniu zależy bowiem od tego, „ilu jego członków jest ekspertami w jakiejś dziedzinie i naprawdę dobrze się na czymś zna” (s. 21).
Książka M. Spitzera to solidna porcja wiedzy na temat specyfiki funkcjonowania młodego pokolenia, które nie zna świata bez cyfrowych mediów. Może „otworzyć oczy” na wiele spraw tak rodzicom, jak i nauczycielom, pozwalając usprawnić i właściwie ukierunkować ich działania zmierzające do uczenia młodych ludzi bezpiecznego poruszania się w świecie mediów. Podejmuje trudne tematy, obecne również w polskiej przestrzeni edukacyjnej, będące niekiedy przedmiotem intensywnych polemik i sporów. Czy wyposażać w komputery najmłodszych uczniów? Czy zamienić tradycyjne podręczniki na ich elektroniczne wersje? Czy trening komputerowy umożliwia rozwijanie zdolności umysłowych? Czy cyfrowe media mogą przyczyniać się do pogorszenia osiągnięć szkolnych? Jakie są ich rzeczywiste skutki dla fizycznego i psychicznego zdrowia człowieka? Autor podjął się udzielenia odpowiedzi na te i wiele innych pytań.
Jako lekarz i badacz mózgu dostrzega liczne zagrożenia tkwiące we wczesnym i intensywnym korzystaniu z cyfrowych mediów przez dzieci i młodzież. Sięgając do własnego doświadczenia i dostępnych badań, podpowiada „co powinniśmy zrobić”, licząc w tym względzie przede wszystkim na rodziców i nauczycieli. Co zatem powinniśmy zrobić? Warto zainwestować we wszystko, co sprzyja kształceniu mózgu – przekonuje Spitzer – bowiem właściwe „obchodzenie się” z nim pozwala przez długie lata zachować dobrą kondycję umysłową. W kształceniu mózgu dostrzega środek zapobiegający jego degradacji – jej skutki zależą bowiem od „punktu wyjścia”, czyli stopnia rozwoju, jaki wcześniej osiągnął nasz umysłowy potencjał. Na predyspozycje genetyczne nie mamy wpływu, możemy zatem zdaniem Autora „zrobić dziś tylko jedno: dbać o rozwój mózgu, a tym samym o jakość własnego umysłu, i unikać wszystkiego, co temu rozwojowi szkodzi” (s. 258–259). Unikać m.in. zbyt intensywnego kontaktu z cyfrowymi mediami, które wśród czynników wpływających niekorzystnie na rozwój mózgu są „chociażby ze względu na faktor czasowy, jednym z najbardziej negatywnych przykładów” (s. 261). Trudno nie dopatrzyć się tu wielkiej odpowiedzialności dorosłych za organizację czasu dzieci i młodzieży, zarówno wielu godzin spędzanych w szkole, jak też poza nią.
Jedynym sensownym i skutecznym rozwiązaniem w opinii Autora jest „jak najdłuższe odsunięcie w czasie pierwszego kontaktu dziecka z cyfrowymi mediami”
(s. 270). Niemiecki neurobiolog i psychiatra apeluje: „Ograniczmy czas, który dzieci poświęcają na obsługę nowoczesnych mediów. Badania potwierdzają, że to jedyny sposób przynoszący pozytywne efekty. Każdy dzień spędzony przez dziecko bez tych urządzeń to uratowany czas”. Tymczasem słyszymy, że „już dwa lata temu, kiedy smartfony i tablety nie były aż tak bardzo popularne, aż 10% dzieci w wieku 2 lat korzystało czasami, sporadycznie albo bardzo często z urządzeń mobilnych swoich rodziców. Dzisiaj, w 2013 roku to prawie 40% dwulatków, a za dwa lata prognozuje się, że to będzie prawie 100%, bo 80% dwulatków będzie korzystało z urządzeń mobilnych swoich rodziców, czyli ze smartfonów i tabletów”.
Naprawdę warto przeczytać Cyfrową demencję, zanim bezrefleksyjnie przyklaśnie się pomysłowi wyposażania już małych dzieci w laptopy, tablety, smartfony... Ani rodzicom, ani też nauczycielom nie jest wszak obojętna kondycja umysłowa dzieci i młodzieży. Powinno to dotyczyć wszystkich osób decydujących w sprawach edukacji młodego pokolenia, albowiem, jak podkreśla M. Spitzer, (s. 284), „[p]rawdziwy potencjał zapewniający [...] społeczeństwu utrzymanie dobrobytu i zachowanie własnej kultury tkwi w głowach następnego pokolenia”.

 

dr Dorota Szumna
– UR, PCEN Rzeszó

Książka Manfreda Spitzera, do której przeczytania chcę Państwa zachęcić, od początku jej ukazania się w Niemczech latem 2012 roku budzi olbrzymie emocje. Podjęta w niej problematyka, choć poruszana już wcześniej przez innych badaczy, nie wywołała dotąd – jak pisze we Wstępie do wydania polskiego Marzena Żylińska – „tak burzliwej dyskusji ani tak głośnych polemik czy protestów”. A rzecz jest niesłychanie ważna, dotyczy bowiem codziennej, dziś już wielogodzinnej aktywności milionów młodych ludzi, która nie pozostaje bez wpływu na procesy dojrzewania ich mózgów. Na tenże wpływ chce zwrócić szczególną uwagę niemiecki badacz mózgu i psychiatra, apelując do dorosłych o krytyczną ocenę i głęboki namysł nad organizacją kontaktu dzieci i młodzieży z coraz większą liczbą cyfrowych mediów. Cyfrowa demencja wyrasta z troski o przyszłość tych, którzy do takiej krytycznej oceny nie są jeszcze zdolni, a których my, rodzice i nauczyciele, musimy tego dopiero nauczyć. Jest „ostrzeżeniem przed zagrożeniami, jakie niesie ze sobą zbyt wczesne i zbyt intensywne korzystanie z różnego typu cyfrowych urządzeń” (s. 7). Autor bardzo dobitnie, a przy tym odważnie dopomina się o refleksję i poważne potraktowanie kwestii coraz większej ekspansji cyfrowych mediów oraz rzetelne informowanie ogółu społeczeństwa na temat zagrożeń, jakie niosą. Przede wszystkim jednak domaga się podjęcia konkretnych działań zapobiegających ich niekorzystnemu oddziaływaniu na rozwijające się i niezwykle plastyczne mózgi dzieci i młodzieży.
Zadanie, o którym mowa, nie należy do łatwych – korzystanie z elektronicznych mediów to, rzec by można, nasz „chleb powszedni”. Mamy świadomość ich niezastąpionej roli w wielu sferach życia, ba, poznawanie tajników ludzkiego mózgu w ogóle nie byłoby możliwe bez nowoczesnych technologii. „Nie może więc chodzić o to, by cyfrowe media zwalczać czy wręcz chcieć się ich pozbyć” (s. 258). Dorosłym musi jednak towarzyszyć inna jeszcze świadomość, a mianowicie, że ich decyzje w tym obszarze mają wpływ na strukturę mózgów dzieci (s. 7). Podejmowanie tak ważnych decyzji wymaga wsparcia rzetelną wiedzą na temat funkcjonowania mózgu i rzeczywistego oddziaływania nań mediów. Najwyższy już czas, uważa M. Spitzer, by w podejmowaniu decyzji dotyczących rozwoju i edukacji naszych dzieci nie kierować się interesami wolnego rynku, lecz rzetelną wiedzą naukową (s. 192).
Badanie najbardziej skomplikowanego i dynamicznego organu ludzkiego ciała, jakim jest mózg, „stało się możliwe dzięki zastosowaniu najnowocześniejszych technologii diagnostyki obrazowej oraz złożonych algorytmów matematycznych do analizy danych” (s. 37). Imponujące postępy w odsłanianiu tajników funkcjonowania ludzkiego mózgu określane są mianem jednej z największych rewolucji naukowych naszej epoki. W konsekwencji w ostatnich latach przybywa publikacji, dzięki którym każdy z nas może zapoznać się z odkryciami neurobiologów, obserwujących jak działa mózg. Nie sposób przecenić znaczenia tych badań, także dla codziennej pracy nauczyciela z uczniami.
Kiedy mózg pracuje, zachodzą w nim zmiany, jeśli go nie używamy – niszczeje oraz To, co robimy oraz czego nie robimy nie pozostaje bez wpływu na nasz mózg – to podstawowe tezy Cyfrowej demencji, uzasadniane w kolejnych rozdziałach książki przez M. Spitzera w kontekście intensywnie rozwijających się badań neurobiologicznych. Autor – lekarz i naukowiec oddany idei propagowania wiedzy z zakresu neurobiologii oraz neurodydaktyki, niezwykle klarownie i przystępnie, a przy tym pasjonująco opowiada, na czym polega proces uczenia się i dojrzewania mózgu. Na tym tle analizuje – odwołując się do wyników badań – negatywne oddziaływanie na te procesy wszechobecnych technologii cyfrowych.
Książka Spitzera to fascynująca podróż po odkryciach nauk neurobiologicznych. To niezwykła lektura z gatunku tych, które czyta się „jednym tchem”. Wiedzieliście Państwo na przykład, że w ludzkim mózgu „znajduje się około stu miliardów komórek nerwowych, z których każda ma nawet do dziesięciu tysięcy połączeń z innymi komórkami, co oznacza, iż liczba wszystkich połączeń to mniej więcej milion miliardów (1015)”? (s. 46). Albo o tym, że praca mózgu podobna jest do sytuacji gracza na polu golfowym? Czy zastanawialiście się kiedykolwiek, dlaczego warto uśmiechać się „nawet wtedy, gdy nie mamy ku temu specjalnych powodów” (s. 282), albo śpiewać na głos podczas jazdy samochodem? Znacie eksperyment, który wykazał, że „nawet małpy chętnie »płacą« za możliwość oglądania na ekranie obrazów przedstawiających seks i przemoc”? (s. 278). A czy przyszłoby wam na myśl, że w profilaktyce choroby Alzheimera pomocne mogą okazać się... wnuki? Hm, mnie też nie. Zanim nie sięgnęłam po książkę Spitzera, nie interesowałam się także powodami, dla których badaczy tak mocno absorbuje fenomen dwujęzyczności, nie zgłębiałam wpływu na nasz mózg systemu nawigacji satelitarnej GPS, ani też mechanizmów stojących za pozyskiwaniem dla potrzeb mediów grupy najmłodszych odbiorców. Sposób prowadzenia przez Autora wywodu na te i inne tematy sprawia, iż recenzowana publikacja staje się dostępna dla szerokiego grona odbiorców. To zamierzony zabieg, bo też codzienny kontakt z cyfrowymi mediami dotyczy dziś przytłaczającej większości wielu społeczeństw, nie tylko przecież niemieckiego.
Opisany przez Spitzera proces rozwoju mózgu pozwala na krytyczne odniesienie się do codziennych czynności nauczycieli i uczniów. Każe się poważnie zastanowić nad sensem i skutkiem podejmowania określonych działań, także ich zaniechania. Z tego, choć nie tylko, względu to nieodzowna lektura dla osób pracujących z małymi dziećmi, których mózgi – jak mocno podkreśla Autor – diametralnie różnią się od mózgu dorosłego człowieka.
Szczególnie warto zwrócić uwagę na tempo uczenia się dziecka. Ma to ścisły związek ze sposobem funkcjonowania mózgu, który „różnicuje” tempo uczenia się w ciągu całego życia. Warto zagłębić się w rozważania o dojrzewaniu mózgu, który „jest sam sobie nauczycielem” (s. 142), regulującym proces własnego, stopniowego rozwoju. Znajomość rządzących tym rozwojem mechanizmów to klucz do zrozumienia i przyjęcia podstawowego założenia w edukacji małych dzieci. Przytoczmy je za Spitzerem: „Wspieranie edukacji w przedszkolach jest (...) jednym z najbardziej rozsądnych rodzajów inwestycji” (s. 160). Ponieważ „sposób, w jaki mózg rozwija się w okresie przedszkolnym w żadnym wypadku nie pozostaje bez wpływu na jego funkcjonowanie w przyszłym życiu” (s. 152), dlatego z punktu widzenia rozwoju mózgu to nie szkoły wyższe, ale przedszkola powinny być bezpłatne! – uważa autor. Należy jednak wątpić, by takie postulaty miały szanse na realizację w sytuacji, gdy kwestie ekonomiczne podnoszone są do rangi głównego kryterium organizacji opieki i edukacji najmłodszych dzieci. Tym samym zaprzepaszcza się długofalowe korzyści płynące z tej „inwestycji”. W ten sam nurt krytycznych analiz wpisuje się dziś tematyka kształcenia polskich nauczycieli przedszkoli i klas I–III szkoły podstawowej, wobec których obowiązuje ograniczony do licencjatu poziom wymagań kwalifikacji zawodowych.
Nauczycieli i rodziców małych dzieci zachęcam do zapoznania się z odpowiedzią Spitzera na pytanie: „Dlaczego kontakt z rzeczywistością i pojmowanie świata rękami mają tak ogromne znaczenie?” (s. 146). Autor powołuje się tu na rozpoznania neurobiologii rozwojowej i badania dotyczące tzw. „ucieleśniania” procesów myślowych (s. 148). Prowadzą one do niezwykle ważnych wniosków dotyczących udziału ciała (wykonywanych ruchów, czynności manualnych) w powstawaniu śladów pamięciowych, te z kolei przekładają się na codzienną pracę z dziećmi. Uczenie się, w tym także opanowywanie wiedzy pojęciowej, wymaga podejmowania przez dzieci czynności manualnych, a nie tylko obserwacji działań innych osób czy też konkretnych obiektów. „Innymi słowy, metoda uczenia się decyduje o tym, w jaki sposób wiedza zostanie zapisana w pamięci” (s. 157). Ma to przełożenie zarówno na nabywanie kompetencji matematycznych, jak też umiejętności pisania i czytania. Z badań wynika na przykład, że „dzieci, które w przedszkolu wykazują większe zdolności manualne, w przyszłości są lepsze z matematyki” (s. 153). Zasadnicze znaczenie ma tu biegłość w operowaniu palcami w okresie przedszkolnym – pełni ona ważną rolę w procesie nabywania umiejętności matematycznych. Bawmy się zatem z dziećmi w wyliczanki – radzi autor, zamiast podsuwać im laptopy czy tablety. Wszystkim zaś nauczycielom przyda się wiedza o tym, że „sport, muzyka, teatr, sztuka i wszelkiego rodzaju czynności manualne sprzyjają rozwojowi czołowych partii mózgu” (s. 280), stwarzając niepowtarzalną okazję do ćwiczenia samokontroli (s. 210). Organizowanie atrakcyjnych sytuacji i okazji do uczenia się kontrolowania własnego zachowania, wytrwałości oraz doprowadzania do końca podjętego zadania winny stanowić istotny obszar pracy nauczycieli, nie tylko przedszkoli.
Rodziców i nauczycieli z pewnością zainteresują też doniesienia Spitzera na temat programów telewizyjnych i filmów dla najmłodszych. Czy istnieją dobre programy telewizyjne dla małych dzieci? Odpowiedź Autora Cyfrowej demencji nie pozostawia wątpliwości. Przytaczane przez niego statystyki są niezwykle wymowne; zacytuję choćby niektóre: „Telewizja dla niemowląt urosła do rangi gałęzi przemysłu osiągającej obroty rzędu pięciuset milionów dolarów. W latach siedemdziesiątych (...) przeciętny wiek dziecka wchodzącego w regularny kontakt ze światem telewizji wynosił cztery lata – dzisiaj zmniejszył się do czterech miesięcy” (s. 119); „Niemowlęta poniżej roku spędzają przed ekranem prawie godzinę dziennie, dwulatki już ponad półtorej godziny”
(s. 119). W innym zaś miejscu czytamy: „Dziecko przed ukończeniem piątego roku życia ogląda każdego roku cztery tysiące reklam promujących niezdrową żywność” (s. 115). I choć dane te dotyczą amerykańskich badań, warto się zastanowić, czym my „karmimy umysły” naszych dzieci. „[M]ózg może rozwijać się wyłącznie dzięki temu, czym go karmimy” – pisze Autor. I dalej: „...media cyfrowe są zasadniczo nieodpowiednim źródłem intelektualnego pokarmu dla dzieci” (s. 118).
Pokoleniu cyfrowych tubylców poświęcono już wiele opracowań. Analiza dokonana w książce M. Spitzera zasługuje jednak na szczególną uwagę z racji – podpartej wynikami badań – pogłębionej refleksji nad zjawiskiem wielozadaniowości (multitasking), wyznaczającym codzienność przedstawicielom pokolenia sieci. Już w 2005 roku badania przeprowadzone przez amerykańską fundację Kaiser Family Foundation ujawniły, iż „czas poświęcany przez nastolatków mediom elektronicznym wynosi 6,5 godziny dziennie, przy czym po wyszczególnieniu każdego z mediów łączny czas wyniósłby 8,5 godziny. Oznacza to, że młodzi ludzie upychają 8,5 godziny korzystania z różnych mediów w czasie 6,5 godziny realnej obsługi kilku urządzeń jednocześnie – w pierwszej linii telefonu komórkowego i komputera” (s. 195). Są niemal nieustannie „online”. Prowadzone badania ujawniają, iż intensywne zajmowanie się obsługą cyfrowych mediów ma miejsce także podczas odrabiania zadań domowych. Przy tym uczniowie, którzy robią to w sposób tradycyjny (w zeszycie) na równoczesne zajmowanie się mediami poświęcają 30% czasu, zaś ci, którzy odrabiają zadania domowe, wykorzystując do tego celu komputer, przez 60% czasu korzystają jednocześnie z któregoś z innych mediów cyfrowych (s. 196).
Taki tryb życia, bycie „online jeżeli nie bez przerwy, to przez większą część dnia”, „nie może nie wywierać żadnego wpływu na ciało i umysł” (s. 179–180). Preferowanie wielozadaniowości, w połączeniu z systematycznie wydłużającym się czasem poświęcanym cyfrowym mediom, w coraz większym stopniu zmienia mózgi dzisiejszych nastolatków. Prowadzi m.in. do wytrenowania powierzchownego przetwarzania i przyswajania informacji. „Głęboką pracę umysłową, będącą podstawowym warunkiem procesu uczenia się, zastąpiło cyfrowe »ślizganie się po powierzchni«” (s. 193).
Opisywane zjawisko nie jest bez znaczenia dla organizacji uczenia się w warunkach szkolnych. Wyzwaniem dla szkoły staje się dziś deficyt uwagi i trudność, jaką wielozadaniowcom sprawia „koncentracja na jednym konkretnym zadaniu”
(s. 201). Obawy budzi także praktykowany przez młodych sposób uczenia się i korzystania z mediów, oparty na wspomnianym „ślizganiu się po powierzchni”, surfowaniu i pobieżnym przeglądaniu informacji, bez zagłębiania się w nie (s. 186). Kolejnym zagadnieniem, mającym bezpośredni związek z multitaskingiem, jest ograniczona samokontrola osób go preferujących (s. 213–214). Wszystkie te zjawiska domagają się nie tylko wnikliwego rozpoznania, ale także podjęcia konkretnych działań ze strony rodziców i nauczycieli.  
Przedstawiony przez Autora portret cyfrowych tubylców dopełnia lista kłopotów młodych ludzi z wyszukiwaniem informacji oraz oceną ich jakości. Pokolenie Google’a w mniejszym stopniu niż poprzednie generacje przyswaja fachową wiedzę; utrwalaniu jej w mózgu zapobiega bowiem świadomość nieustannego dostępu do wszelkiego rodzaju informacji w internecie. Tymczasem umiejętne korzystanie z dostępnych w sieci danych wymaga – zdaniem Autora – solidnego wykształcenia i elementarnej wiedzy w obszarze, w którym poszukujemy informacji. Dotychczasowa wiedza ma pełnić funkcję „filtra” umożliwiającego oddzielenie rzeczy ważnych od nieistotnych, wartościowych treści od zwykłych „śmieci”. „Fachowej wiedzy nie zastąpi żadne »prawo jazdy« na internet, nie zastąpią jej też żadne kompetencje medialne” – konkluduje Autor (s. 184). Dodajmy, że chodzi o fachową, rzetelną, pogłębioną, a nie powierzchowną wiedzę. Sposób gromadzenia doświadczeń narzucany przez media będzie miał daleko idące skutki w dorosłym życiu młodych ludzi – obawiaja się pedagodzy. Bardzo ostro rysuje się ten problem, gdy ująć go z perspektywy przyszłych decyzji i działań o zasięgu ogólnospołecznym podejmowanych przez obecne młode pokolenie. Stan tego społeczeństwa w dużym stopniu zależy bowiem od tego, „ilu jego członków jest ekspertami w jakiejś dziedzinie i naprawdę dobrze się na czymś zna” (s. 21).
Książka M. Spitzera to solidna porcja wiedzy na temat specyfiki funkcjonowania młodego pokolenia, które nie zna świata bez cyfrowych mediów. Może „otworzyć oczy” na wiele spraw tak rodzicom, jak i nauczycielom, pozwalając usprawnić i właściwie ukierunkować ich działania zmierzające do uczenia młodych ludzi bezpiecznego poruszania się w świecie mediów. Podejmuje trudne tematy, obecne również w polskiej przestrzeni edukacyjnej, będące niekiedy przedmiotem intensywnych polemik i sporów. Czy wyposażać w komputery najmłodszych uczniów? Czy zamienić tradycyjne podręczniki na ich elektroniczne wersje? Czy trening komputerowy umożliwia rozwijanie zdolności umysłowych? Czy cyfrowe media mogą przyczyniać się do pogorszenia osiągnięć szkolnych? Jakie są ich rzeczywiste skutki dla fizycznego i psychicznego zdrowia człowieka? Autor podjął się udzielenia odpowiedzi na te i wiele innych pytań.
Jako lekarz i badacz mózgu dostrzega liczne zagrożenia tkwiące we wczesnym i intensywnym korzystaniu z cyfrowych mediów przez dzieci i młodzież. Sięgając do własnego doświadczenia i dostępnych badań, podpowiada „co powinniśmy zrobić”, licząc w tym względzie przede wszystkim na rodziców i nauczycieli. Co zatem powinniśmy zrobić? Warto zainwestować we wszystko, co sprzyja kształceniu mózgu – przekonuje Spitzer – bowiem właściwe „obchodzenie się” z nim pozwala przez długie lata zachować dobrą kondycję umysłową. W kształceniu mózgu dostrzega środek zapobiegający jego degradacji – jej skutki zależą bowiem od „punktu wyjścia”, czyli stopnia rozwoju, jaki wcześniej osiągnął nasz umysłowy potencjał. Na predyspozycje genetyczne nie mamy wpływu, możemy zatem zdaniem Autora „zrobić dziś tylko jedno: dbać o rozwój mózgu, a tym samym o jakość własnego umysłu, i unikać wszystkiego, co temu rozwojowi szkodzi” (s. 258–259). Unikać m.in. zbyt intensywnego kontaktu z cyfrowymi mediami, które wśród czynników wpływających niekorzystnie na rozwój mózgu są „chociażby ze względu na faktor czasowy, jednym z najbardziej negatywnych przykładów” (s. 261). Trudno nie dopatrzyć się tu wielkiej odpowiedzialności dorosłych za organizację czasu dzieci i młodzieży, zarówno wielu godzin spędzanych w szkole, jak też poza nią.
Jedynym sensownym i skutecznym rozwiązaniem w opinii Autora jest „jak najdłuższe odsunięcie w czasie pierwszego kontaktu dziecka z cyfrowymi mediami”
(s. 270). Niemiecki neurobiolog i psychiatra apeluje: „Ograniczmy czas, który dzieci poświęcają na obsługę nowoczesnych mediów. Badania potwierdzają, że to jedyny sposób przynoszący pozytywne efekty. Każdy dzień spędzony przez dziecko bez tych urządzeń to uratowany czas”. Tymczasem słyszymy, że „już dwa lata temu, kiedy smartfony i tablety nie były aż tak bardzo popularne, aż 10% dzieci w wieku 2 lat korzystało czasami, sporadycznie albo bardzo często z urządzeń mobilnych swoich rodziców. Dzisiaj, w 2013 roku to prawie 40% dwulatków, a za dwa lata prognozuje się, że to będzie prawie 100%, bo 80% dwulatków będzie korzystało z urządzeń mobilnych swoich rodziców, czyli ze smartfonów i tabletów”.
Naprawdę warto przeczytać Cyfrową demencję, zanim bezrefleksyjnie przyklaśnie się pomysłowi wyposażania już małych dzieci w laptopy, tablety, smartfony... Ani rodzicom, ani też nauczycielom nie jest wszak obojętna kondycja umysłowa dzieci i młodzieży. Powinno to dotyczyć wszystkich osób decydujących w sprawach edukacji młodego pokolenia, albowiem, jak podkreśla M. Spitzer, (s. 284), „[p]rawdziwy potencjał zapewniający [...] społeczeństwu utrzymanie dobrobytu i zachowanie własnej kultury tkwi w głowach następnego pokolenia”.

 

dr Dorota Szumna
– UR, PCEN Rzeszów


Manfred Spitzer, Cyfrowa demencja. W jaki sposób pozbawiamy rozumu siebie i swoje dzieci, Wydawnictwo Dobra Literatura, Słupsk 2013, s. 340.

 

Czytany 11176 razy