Świat wkracza w drugą fazę rozwoju cywilizacji informacyjnej, która znowu całkowicie zmieni życie i pracę ludzi. Funkcjonowanie człowieka w cywilizacji wiedzy (informacji) wymaga zupełnie innego przygotowania merytorycznego i mentalnościowego, innej edukacji. Najlepszym dowodem na to jest informacyjny zalew, w którym człowiek już się pogubił.
„Tryliard bitów informacji zapisanych jest w cyberświecie. […] Przez kwadrans, który poświęcisz, żeby przeczytać ten tekst, ludzkość wyprodukuje 20 biliardów bitów danych. To mniej więcej tyle, ile wynosi cyfrowa objętość wszystkich dzieł literatury napisanych od początku historii”.
Człowiek, który na bieżąco nie śledzi rozwoju wiedzy, podlega uwstecznieniu, staje się funkcjonalnym analfabetą, wypada z gry. Z drugiej strony wiedza, którą zdobywa współczesny człowiek poprzez mass media i w wyniku tradycyjnej edukacji podającej, nie przekłada się na jego mądrość życiową.
Wielkim wyzwaniem dla pedagogów staje się opracowanie nowych koncepcji edukacji, która sprostałaby wyzwaniom życia w cyberświecie i pogodziła współczesne sprzeczności pomiędzy ograniczonymi zdolnościami poznawczymi człowieka a nieograniczonym rozwojem informacji. Ponadto chodzi o wypracowanie takiego modelu edukacji, która – jak zauważa Lewis Lapham – pogodziłaby nasze, liczące trzy tysiące lat, dziedzictwo intelektualne i kulturowe z internetową rewolucją, jej chłamem, banałem i ignorancją.
Rewolucja w otaczającej nas cyberprzestrzeni
W latach 1970–2000 nastąpiło ośmiokrotne powiększenie zasobów wiedzy ludzkiej. Obecnie jeden numer poważniejszego dziennika czy tygodnika (np. „Gazety Wyborczej”, „Dziennika Polskiego”, „Naszego Dziennika”, „Newsweeka”, „Przekroju”, „Polityki”, „Niedzieli” etc.) zawiera tyle informacji, ile człowiek żyjący w XVIII wieku poznawał w ciągu całego życia.
Z jednej strony przeżywamy przyspieszony rozwój wiedzy, ale z drugiej równie szybkie jej starzenie się. Analiza literatury naukowej ostatniego półwiecza pozwala stwierdzić, że wiedza podwaja się średnio co 8 lat, a starzeje co 10 lat. Są dyscypliny, np. informatyka, telekomunikacja, inżynieria genetyczna, nanotechnologie, gdzie wiedza podwaja się co 3–4 lata. W literaturze amerykańskiej jeszcze 15 lat temu czytaliśmy, że każdy człowiek, chcąc utrzymać się na odpowiednim poziomie merytorycznym, musi 8 razy w życiu dokształcać się tak, jak gdyby zdobywał nowy zawód. Dzisiaj czytamy, że wspomniana liczba dokształceń wzrosła do 12. Edukacja ustawiczna staje się już nie postulatem, ale wyzwaniem – zawodowym „być albo nie być”.
Corocznie na świecie ukazuje się 6 mln publikacji z zakresu medycyny. Gdyby lekarz czytał po 2 artykuły dziennie, to i tak przeczytanie tylko jednorocznych publikacji zajęłoby mu 82 stulecia. Podobnie rzecz się ma z innymi dziedzinami, w tym z pedagogiką. Oczywiście, nie w każdej dziedzinie ukazujące się publikacje są tak twórcze i postępowe, jak w medycynie…
Prezes zarządu Google, Eric Schmidt, twierdzi, że cała zapisana wiedza od początku dziejów do 2003 roku zajmuje około 5 miliardów gigabajtów. Tyle samo cyfrowych treści powstaje dzisiaj w ciągu dwóch dni. Obecnie w każdej sekundzie przez sieć przepływa więcej informacji niż było na wszystkich serwerach podłączonych do niej 20 lat temu. Na podstawie badań prowadzonych ostatnio w University of California w San Diego stwierdzono, że poprzez media, Internet, telefon dociera do nas 100 tys. słów dziennie, tj. ponad dwa razy więcej niż na początku lat 80. XX wieku.
Specjaliści szacunkowo obliczyli, że każdego dnia wysyłanych jest 247 mld e-maili (z czego 80 proc. to spam), 5,4 mld ludzi (60 proc. mieszkańców ziemi) wysyła SMS, w 2011 roku zrobiono 375 mld zdjęć (stanowi to 10 proc. wszystkich fotografii zrobionych w historii świata), 4 mld razy dziennie oglądane są nagrania video na serwisie YouTube. Łącznie z obrazami telewizyjnymi odbieramy obecnie 34 gigabajty informacji dziennie. Jest to równoważność informacji zawarta w 34 tysiącach książek liczących po 500 stron.
I tu pojawia się wielki paradoks epoki cyfrowej. Dzięki internetowym bibliotekom, takim jak m.in. Google Books JSTOR, dorobek wszystkich myślicieli znalazł się w zasięgu kilku kliknięć. Skarbnica wiedzy antycznego świata zawarta w Aleksandryjskiej Bibliotece, która uległa zagładzie w wyniku pożaru, teraz odrodziła się z popiołów, online. Mimo olbrzymiego dostępu do informacji poprzez media cyfrowe, wielowiekowa mądrość jest dziś bardziej odległa i trudna do odnalezienia niż kiedykolwiek. To, co naprawdę wartościowe, ponadczasowe i wyjątkowe, rozpłynęło się gdzieś w smogu informacyjnym.
W tym właśnie kryje się paradoks nadmiaru informacji. Informacje ważne, istotne, twórcze i mądre zostały poprzeplatane banałami, błyskotkami płytkimi, migotliwymi, pustymi i bez znaczenia.
Specjaliści od komunikacji cyfrowej twierdzą, że w 1986 roku tylko 6 proc. zgromadzonych dokumentów i archiwalnych materiałów było zapisanych w postaci cyfrowej. Dzisiaj ponad 99 proc. tworzonych treści – dokumentów urzędowych, bankowych, dokumentacji medycznej, technicznej, architektonicznej, budowlanej, tekstów, rozmów telefonicznych, SMS, maili, pomiarów naukowych, zdjęć satelitarnych tworzonych jest w języku cyfrowym lub też jest na jego postać przetwarzanych. Wiele urządzeń technicznych komunikuje się z sobą automatycznie, bez pośrednictwa człowieka, wysyłając ciąg „zer” i „jedynek”.
To wszystko tworzy świat „Big Data” („Wielkie zbiory danych”), czyli nowy świat wielkich niezbadanych możliwości ukrytych w przetwarzaniu lawiny informacji oraz kreowaniu nowych. Tę masę informacji wytwarzają nie tylko naukowcy pracujący na uczelniach i w ośrodkach badawczych, ludzie kultury i sztuki, świat dziennikarski, administracja państwowa i samorządowa, pracownicy ośrodków przetwarzania danych ekonomicznych, ale też każdy z nas funkcjonujący w cybersieci. W efekcie owa informacja jest efektem działania ponad
2 mld internautów, ponad 6 mld abonentów sieci telefonii komórkowej, kilkuset tysięcy stacji telewizyjnych i radiowych, miliardów urządzeń elektronicznych podłączonych do sieci teleinformatycznych, których sygnały gromadzone są na milionach serwerów rozrzuconych po całym świecie. Jak podaje E. Bendyk, tylko jeden serwis internetowego wideo YouTube gromadzi w ciągu minuty 72 godziny filmów nagrywanych i przesyłanych przez internautów. Do tego dochodzą treści około miliarda użytkowników społecznościowych Facebooka; każdego dnia publikują oni ponad ćwierć miliarda zdjęć i wystawiają 3 mld „lajków”, tj. opinii o notce, fotografii, filmiku.
Google od kilku lat digitalizuje i gromadzi setki tysięcy różnego rodzaju książek i biliony dokumentów. Według planu Google zamierza zdigitalizować wszystkie wydane do tej pory książki, tj. około 210 mln pozycji i przetłumaczyć je na znane języki świata. Jest to przedsięwzięcie bardzo złożone i w swej masie olbrzymie, ale stwarza niewyobrażalne wręcz możliwości badań dla antropologów kultury. Na podstawie zestawień statystycznych powtórzeń lub użycia pewnych słów można wnioskować o nastrojach społecznych, zmianach kulturowych, trendach w rozwoju gospodarki, techniki czy mody. Kto taką informację posiądzie, ten uzyskuje przewagę nad innymi.
Z powyższego zestawienia wyłania się niezbyt jednoznaczny obraz oddziaływania informacji w cybersieci na współczesnego człowieka i na całą ludzkość. Chcąc uniknąć dylematu: czy być osadzonym w roli Kasandry przewidującej upadek starego świata, czy też Kandyda opiewającego nowy wspaniały świat, w dalszych rozważaniach postaram się pokazać pozytywy i negatywy dokonującej się rewolucji informacyjnej i technologicznej w różnych obszarach życia i pracy.
Jak nie zgłupieć w cybersieci
Mimo emocjonalnego przywiązania i szacunku do książki papierowej, zostanie ona w znacznym stopniu zastąpiona przez formę elektroniczną jako o wiele tańszą, bez porównania bardziej pojemną i nieprowadzącą do degradacji lasów. Wymowne pod tym względem zestawienie przedstawił Wojciech Cellary. Badacz ten pisze, że na dysku za ok. 400 zł i pojemności 1000 GB można przechowywać informację zawartą na 500 mln standardowych stronach druku. Zadrukowane kartki, ułożone jedna na drugiej, miałyby wysokość 50 km, a ułożone jedna za drugą – 150 km. Sam papier, bez uwzględnienia druku, kosztowałby ok. 20 mln zł. Ponadto wersja cyfrowa książek posiada jeszcze jedną kolosalną zaletę – zawarte informacje można bardzo łatwo przesłać na dowolną odległość i je przetwarzać.
„Dzięki Internetowi, tej uniwersalnej bazie wiedzy […] nigdy jeszcze w historii ludzkości tak wiele osób nie było zaangażowanych w opracowywanie nowych wynalazków i idei”. Przykładem jest m.in. Wikipedia, tworzona przez różnych internautów, zawiera w pewnym sensie zbiorową mądrość. W ciągu ostatnich dziesięciu lat Wikipedia stała się największą encyklopedią świata. Zawiera ponad miliard słów, kilka razy przewyższa razem wziętą Encyklopedię Britannica i Encarta (encyklopedia Microsoftu). Szóstego stycznia 2011 roku polska wersja Wikipedii zawierała 764034 hasła. Codziennie przybywa ich średnio 270, a kilkaset jest uaktualnianych lub zmienianych. Z wielkości polskiej Wikipedii możemy być dumni. Ustępujemy jedynie wersji angielskiej (3522000 haseł), niemieckiej (1172000) i francuskiej (1052000).
Twórcami haseł w Wikipedii są najczęściej osoby młode, poniżej średniej wieku o różnym poziomie wiedzy. Ale w wyniku społecznego uzupełniania, poprawiania, recenzowania pozostają hasła głównie tych, których Clay Shirky nazywa elitą kulturalną. Są oni zwolennikami TIK, ale jednocześnie zachowali i zachowywać będą w przyszłości umiejętność głębokiej koncentracji i nie tylko pogłębionego, ale holistycznego myślenia. I oni będą przyczyniać się do rozwoju naszej cywilizacji. Według Clay Shirky „pozostali, których zapewne będzie większość, będą spędzać czas na powierzchownym przeklikiwaniu sieci”.
Jak wynika z przedstawionego w połowie lutego 2011 roku raportu Biblioteki Narodowej, w 2010 roku 56 proc. Polaków nie przeczytało ani jednej książki. W badaniach tych przez książkę rozumiano również e-book, poradniki, albumy. Co gorsza, aż 20 proc. osób z dyplomem szkoły wyższej nie czyta nic. Jedna trzecia studentów i uczniów, prawie 40 proc. specjalistów i menedżerów oraz połowa urzędników w ciągu miesiąca nie przeczytała nic dłuższego niż trzy strony tekstu. Obojętne było czy ten tekst wydrukowany był na papierze czy w wersji elektronicznej. Jedna trzecia użytkowników Internetu czyta jedynie krótkie komunikaty, a reszta – czyżby bezmyślnie wykorzystywała komputer i Internet tylko do gier?
Podczas prezentacji raportu z badań Pracownicy Pracowni Badań Czytelnictwa komentowali to słowami: „Okazuje się, że w Polsce można studiować nie czytając książek, można być lekarzem i nie czytać lektury specjalistycznej, być prawnikiem i nie czytać dzienników ustaw czy wykładni przepisów”. Tyko 12% naszych rodaków czyta więcej niż sześć książek rocznie.
Z najnowszych badań Biblioteki Narodowej wynika, że ogólne czytelnictwo w okresie ostatnich dwóch lat (2010-2012) spadło w Polsce o 5%. W tym czasie liczba Polaków, którzy nie przeczytali w ciągu roku żadnej książki wzrosła o 9% (z 32 do 41%). Na domiar tego nie przeczytali oni w ostatnim miesiącu czegoś, co miałoby więcej niż 3 strony. Tak naprawdę książki czyta tylko 11% rodaków (7 i więcej książek na rok). Z tej grupy 20% miało do czynienia też z książką elektroniczną.
Badania przeprowadzone w 2010 r. przez fundację Rodziny Kaiser wskazują, że ponad połowa uczniów w wieku 8-18 lat, gdy wchodzi do Internetu, aby odrabiać lekcje, większość czasu spędza na internetowej rozrywce. Opublikowane kilka miesięcy temu badania, przeprowadzone przez fundację Dzieci Niczyje na zlecenie Komisji Europejskiej, dowodzą, że gimnazjaliści odczuwają już znużenie ciągłym przesiadywaniem na Facebooku i w portalach. Prawie 20% twierdzi, że zdarzyło się im ostatnio nie spać lub nie jeść z powodu spędzania czasu w Internecie, a 35% nastolatków z tego powodu zaniedbuje rodzinę, naukę i znajomych. Wyniki te brzmią bardzo niepokojąco. Czyżby Internet, dysponując swoją wielokanałowością, atrakcyjnością, krótkimi formami impresji i ekspresji, odebrał bibliotekom czytelników?
Dzisiejsi digitalni tubylcy to nie bierni użytkownicy sieci Web 1.0, lecz interaktywni uczestnicy sieci 2.0; mogą oni nie tylko wnosić zapytania, ale współuczestniczyć w tworzeniu informacji. Za progiem czeka już sieć semantyczna Web 3.0. Istotą sieci semantycznej jest nowy format dokumentów hipertekstowych, dzięki któremu komputery rozpoznają ich treść i wychwytują informacje istotne z punktu postawionego zadania, tworząc „łańcuch wartości dodanych”.
Od połowy 2009 roku, powtarzam za Paulem Levinsonem, nowe media dzieli się na: „stare nowe media” (telewizja, telefon komórkowy, komputer, Internet, iPod, ipad, tablet, radio, CD, DVD i Blu-Ray) oraz „nowe nowe media”, do których zalicza się m.in. Facebooka, Naszą Klasę, Wikipedię, You Tube, Second Life, MySpace, Digg, Twitter i jego polski odpowiednik BLIP (Bardzo Lubię Informować Przyjaciół), blogi i podcasty. Ich cechą odróżniającą jest społecznościowy charakter, który stanowi przełom i rozpoczyna nową fazę rozwoju ludzkości. Dla przejrzystości jednak proponuję – zachowując ideę przedstawioną powyżej – klasyfikować nowe media na: nowe media transmisji i przetwarzania informacji oraz nowe media społecznościowe.
Trzeba podkreślić, że działania nad integracją nowych mediów transmisji i przetwarzania informacji są już mocno zaawansowane. Od kilkunastu lat budowana jest inteligentna telepowłoka informacyjna kuli ziemskiej. Utworzą ją – jak informuje Arun Netravali, prezydent Laboratorium Bella w USA – satelitarne i naziemne stacje telewizyjne i radiowe oraz stacje bazowe telefonii komórkowej, połączone w jeden system za pośrednictwem fal elektromagnetycznych i światłowodów. Telepowłoka będzie wyposażona w miliony kamer telewizyjnych, mikrofonów, czujników ciepła, wilgotności, ruchu itd., które będą zbierać informacje i przekazywać je wprost do sieci. Jej działanie będzie przypominać ludzki system nerwowy, przekazujący informacje o funkcjonowaniu organizmu do mózgu bez pośrednictwa naszej świadomości. W 2003 roku Amerykanie przetestowali tzw. zdalki wielkości ziarnka piasku; mierzą one natężenie światła, wilgotność, ciśnienie i temperaturę. Są mocowane na piórach ptaków. Zdalki te mogą komunikować się ze sobą.
Elementem inteligentnej telepowłoki jest system nawigacji samochodów GPS oraz rozbudowywany system OnStar. System OnStar cały czas monitoruje dynamikę jazdy kierowcy – szybkość, ostre przyspieszenia i hamowania, przeciążenia na zakrętach itp. Stosownie do tego ustala się później stawkę ubezpieczeniową auto-casco. W systemie odpowiednie czujniki diagnozują też pracę samochodu. W przypadku wykrycia usterki niezagrażającej poważniejszą awarią system poprzez stacje bazowe telefonii komórkowej komunikuje się z serwisem danej marki, gdzie usterka jest dokładnie diagnozowana. Do samochodu wysyłany jest sygnał, który przesterowuje pracę odpowiednich elementów w pojeździe. W przypadku poważniejszej awarii lub zagrożenia kraksą samochód jest automatycznie wyhamowywany, włączane są światła awaryjne i powiadamiany serwis holowniczy.
System OnStar na bieżąco diagnozuje także stan fizyczny i psychiczny kierowcy (czas reakcji, tętno, ciśnienie krwi). W przypadku odchyleń od normy kierowca powiadamiany jest sygnałem dźwiękowym i świetlnym. W sytuacji zasłabnięcia kierowcy samochód automatycznie jest wyhamowywany i wzywany jest ambulans medyczny. W Stanach Zjednoczonych ostatnio przetestowano pracę 10 inteligentnych samochodów, które poruszają się po autostradach bez kierowcy. Pracują niezawodnie. Jest nadzieja, że za kilkanaście lat takie samochody będą jeździć po polskich autostradach.
Inteligentna telepowłoka informacyjna wywrze olbrzymi wpływ na życie ludzi i funkcjonowanie całej gospodarki. Będzie służyć m.in. do:
monitorowania pogody i stanu wód na rzekach, automatycznego powiadamiania odpowiednich służb i społeczeństwa o zbliżających się ulewach i huraganach oraz kontrolowanego podnoszenia śluz na zaporach, aby przygotować miejsce do przyjęcia wzmożonych opadów;
automatycznego sterowania ruchem samochodów na autostradach, szybkich pociągów na trakcjach kolejowych, wzmagającego się ruchu samolotów i statków na morzach i oceanach;
samoregulującego uzupełniania zapasów towarów w hurtowniach, magazynach, hipermarketach, sklepach a nawet domach;
ciągłego monitorowania, diagnozowania i zdalnego „informacyjno-automatycznego” regulowania pracy urządzeń, w tym samochodów (System OnStar);
automatycznego sterowania „domów inteligentnych”, a za ich pośrednictwem ustawicznego monitorowania organizmów mieszkańców, dawkowania środków wzmacniających a nawet lekarstw.
Już teraz smartfony cały czas łączą się ze stacjami bazowymi. Dzięki temu istnieje możliwość zbierania danych, gdzie przebywamy, jakimi trasami się poruszamy itd. Są już aplikacje, które pozwalają wykryć na podstawie tonu i siły głosu stan psychiczny użytkownika i początki ewentualnej choroby, np. depresyjnej czy Alzheimera. W USA rozwinął się ruch self-tracking (śledzenie samego siebie), który skupia się na dokładnym monitorowaniu samego siebie, własnej aktywności, np. zliczania liczby kroków w ciągu dnia, szybkości poruszania się, zamieszczania online wagi ciała, diety, cykli fal mózgowych podczas snu, ciśnienia, pulsu, temperatury otoczenia i ciała. A odpowiedni program na podstawie analizy tych danych z wyprzedzeniem informuje o zbliżającej się chorobie.
Planuje się, że w 2015 roku pomiędzy urządzeniami za pośrednictwem inteligentnej telepowłoki będzie przekazywanych automatycznie tyle informacji, ile z udziałem ludzi. Pełne uruchomienie telepowłoki ma nastąpić w 2025 roku. Będzie to z jednej strony wielki technologiczny skok ludzkości, a z drugiej ograniczenie naszej prywatności.
Nowe media transmisji i przetwarzania informacji dostarczają nam mnóstwo przeróżnych informacji. Jednak proces percepcji informacji z mediów cyfrowych nie ma postaci linearnej, uporządkowanej, lecz zappingu. Pod wpływem cyfrowego środowiska homo sapiens przekształca się w „homo zappiens”. Homo sapiens myśli, „homo zappiens” zappinguje - słuchając muzyki, oglądając telewizję i odrabiając lekcje, buszując po stronach WWW i esemesując. Na bieżąco chwyta informacje, przeskakuje z pliku na plik, z kanału na kanał, poszukuje, kopiuje, łączy je i idzie do przodu. Klikając, przeskakując z informacji na informację, używa podejścia holistycznego, zamiast – jak to ma miejsce w uczeniu behawioralnym analitycznego i liniowego. Rozwija umiejętności koncentracji szerokiej, a nie długiej. Uczeń nieukierunkowany przez nauczyciela zdobywa wiedzę powierzchowną, często pochłaniają go głupstwa lub treści niosące wręcz patologie społeczne.
G. Small i G. Vorgan z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles na podstawie złożonych badań stwierdzili, że długotrwały kontakt z Internetem powoduje niekorzystne zmiany w neuronalnej budowie mózgu. Prowadzą one do powstania tzw. hipertekstowych umysłów, w których dotychczasowe myślenie linearne przekształca się na wielowątkowe. W efekcie są one niezdolne do głębszej refleksji, przyjęcia szerszego spojrzenia czy dojścia do bardziej ogólnych wniosków. Dużo zapamiętują, ale są to oderwane, powierzchowne informacje, których nie potrafią połączyć, dokonać ich hierarchizacji i strukturalizacji. Nicholas Carr w książce wydanej w 2010 roku pod wymownym tytułem Płycizny. Co Internet robi z naszymi mózgami, pisze, że młodzi użytkownicy Internetu, mając nieograniczony dostęp do informacji, buszują po stronach WWW, klikają, ściągają, ale wiedzą i rozumieją coraz mniej, ich wiedza jest powierzchowna, wyrywkowa, pozbawiona szerszego kontekstu, błyskotliwości. Często sprowadza się do kopiowania i wklejania cudzych opracowań przy opracowywaniu własnego tekstu. Takie wykorzystywanie Internetu podczas odrabiania lekcji w znacznym stopniu pozbawione jest wartości intelektualnych i poznawczych.
Nowe media społecznościowe, w których żyje i z którymi na co dzień obcuje młody człowiek, stanowią dla niego szeroką płaszczyznę budowania własnej tożsamości osobistej i społecznej. Jak piszą J. Palfrey i U. Gasser, Internet stanowi „wirtualne laboratorium” do budowania osobistej tożsamości, gdzie można „być kimś innym niż faktycznie”. Okazuje się, że u dzieci sieć odłącza korę przedczołową, odpowiedzialną za empatię, altruizm, tolerancję. Wskutek tego obojętnieją oni na innych, mają problemy z komunikowaniem uczuć, rozumieniem i utrzymaniem prawidłowych relacji z innymi. Jednocześnie Paflrey i Gasser przestrzegają przed wieloma niebezpieczeństwami „wciągającymi” i radzą, żeby się zbytnio „nie odkrywać”.
Jeszcze w niedalekiej przeszłości opinia społeczna była tworzona przez ludzi posiadających wysokie umiejętności w zakresie pisarstwa i dużą wiedzę naukową. Dzisiaj po raz pierwszy w historii poprzez sieć Web 2.0 ludzie z różnych warstw społecznych mogą swobodnie umieszczać w Internecie opinie, które inni czytają. Tym samym wszyscy mają wpływ na kształtowanie opinii publicznej.
Zmiany w pracy, kulturze i edukacji
Rozwój książki drukowanej w XVII wieku spowodował w krajach zachodnich rozwój czytelnictwa wśród mieszczaństwa i zrodzenie się klasy średniej, a w ślad za tym przyczynił się do powstania w XVIII wieku rewolucji przemysłowej. W XIX wieku, gdy książki zaczęli czytać robotnicy (oczywiście nie wszyscy), gospodynie domowe, rolnicy i niewolnicy, doszło do Wielkiej Rewolucji Francuskiej, która zmieniła stosunki społeczne, oraz Wojny Domowej w Stanach Zjednoczonych, która doprowadziła do zrodzenia się demokracji. W XX wieku upowszechnienie książki doprowadziło do rewolucji wiedzy i rewolucji cyfrowej w przetwarzaniu danych.
Wynalezienie komputerów i Internetu to wielkie osiągnięcie ludzkości, ale też główne źródło bezrobocia. Maszyny sterowane komputerowo pracują szybciej, dokładniej, wydajniej i wypierają ludzi z rynku pracy. Stały się głównym źródłem bezrobocia.
Rozwój nauki wywołał daleko idące przemiany w technologii produkcji wszelkich dóbr. Występująca w cywilizacji przemysłowej technologia mili (1mm = 10-3 m) w wyniku rozwoju nauki w cywilizacji wiedzy została zastąpiona przez technologię mikro (1µm = 10-6 m), która wypierana jest obecnie przez technologię jeszcze tysiąc razy mniejszą – nanotechnologię (1nm = 10-9 m). Sukces leży w innowacyjności. W rozwiniętych firmach Zachodu oczkiem w głowie są działy badawczo-rozwojowe, zwane research and development (r&d), które zajmują się wdrażaniem nowoczesnych technologii i techniki.
To wszystko fascynuje, oszałamia i przeraża, choć to dopiero początek epoki Big Data. Już teraz czujemy się zagubieni w wielkim smogu informacyjnym, który z każdym dniem będzie się coraz bardziej powiększał. Niejednokrotnie współczesny człowiek w nadmiarze informacji gubi się, odczuwa chaos, niedosyt informacyjny. Dlatego ciągle poszukujemy dodatkowych informacji, aby zlikwidować ten mentalny chaos. W efekcie doznajemy szoku informacyjnego. Przestajemy odróżniać informacje istotne od błahych, zatracamy zdolność do analitycznego, pogłębionego i refleksyjnego myślenia, dokonywania syntez i uogólnień oraz odczuwania emocji.
Mimo olbrzymiej ekspansji – jak to zaznaczyliśmy na początku – mediów cyfrowych, nie może zaniknąć czytelnictwo i uczenie się na podstawie druku. Na współczesnym etapie ewolucji człowieka podstawą myślenia jest w dalszym ciągu słowo. Czytanie większych utworów – podkreśla S.J. Żurek – przyczynia się do kształtowania jakości myślenia, wyrabiania umiejętności budowania abstrakcyjnych konstruktów myślowych i przeprowadzania skomplikowanych operacji myślowych. Nie rozwiniemy tych umiejętności poprzez chwytanie informacji na zasadzie zappingu czy też przesuwających się obrazów w telewizji. Sieć i telewizja nie integrują myśli, one atomizują. Integrującą funkcję pełni uczenie się linearne, oparte na kulturze słowa drukowanego i mówionego. Nicholas Carr zwraca uwagę, że Internet poprzez dużą liczbę hiperlinków nie sprzyja skupieniu uwagi i uchwyceniu głównej myśli. Przeskakiwanie z jednej informacji na drugą, z jednego tekstu na inny nie wywołuje myślenia głębokiego i nie przyczynia się do wychwytywania związków przyczynowo-skutkowych.
Wad tych jednak nie dostrzega się podczas czytania książek w wersji elektronicznej na Kindle’u czy innym czytniku e-booków. To też może sprawić, że z biegiem czasu e-book stanie się podstawowym nośnikiem informacji drukowanych.
D. Wiener z UAM w Poznaniu, specjalizujący się w neurokognitywistyce, twierdzi, że bombardowanie kory przedczołowej mózgu nadmierną ilością informacji powoduje, iż przestajemy w pełni racjonalnie oceniać, co dzieje się wokół nas; odczuwamy zagubienie i stres. Paradoksalnie, chcąc zlikwidować ten mentalny chaos, domagamy się jeszcze więcej informacji. Zachowanie to nazwano zespołem nabytego deficytu uwagi ADT (attention deficyt trait). Mózg człowieka zaprogramowany jest na gromadzenie informacji, ale jego rozwój ewolucyjny nie nadąża za tak szybkim obiegiem masy informacyjnej w mass mediach. Specjaliści od neurokognitywistyki przestrzegają, że jeśli nic z tym nie zrobimy, doczekamy się pokolenia funkcjonalnych autystyków, ludzi niepotrafiących nawiązywać prawidłowych relacji społecznych, spłycających myślenie i obojętniejących.
Sprostanie wszystkim procesom przemian technologicznych i kulturowych wymaga głębokich zmian w treściach i metodach kształcenia. Edukacja w cywilizacji informacyjnej winna wyposażyć uczniów w umiejętności zdobywania wiedzy nie tylko na podstawie kultury druku, ale także kultury obrazu telewizyjnego i poprzez zapping. Są to trzy różne kultury uczenia się, w których zachodzą zdecydowanie odmienne procesy poznawcze. Efektem tychże działań poznawczych winno stać się doprowadzenie uczniów do umiejętności integracji zdobywanej wiedzy linearnej, obrazowo-alegorycznej i hipertekstualnej oraz wartości w jedną całość. Współczesny, dobrze wykształcony młody człowiek musi posiąść „mądrość w wiedzy i doskonałości w działaniu”. O ile tradycyjna dydaktyka rozpracowała uczenie się na podstawie druku, to niewiele ma do powiedzenia odnośnie do pozostałych dwóch kultur.
Konkluzje
Chcąc uchronić się przed negatywnymi skutkami przeciążenia mózgu, musimy nauczyć się analizować, wartościować i selekcjonować oraz kojarzyć informacje w celu budowania i rozbudowywania własnych struktur wiedzy. Niestety, nasza szkoła zwraca głównie uwagę na zapamiętywanie wiadomości. To droga donikąd. Jedynie lepiej wypadamy w międzynarodowych badaniach testowych PISA. Nauczanie pamięciowe nie przygotuje naszych uczniów do życia i pracy w coraz bardziej rywalizującej cywilizacji wiedzy.
Nasi politycy i mass media zamiast toczyć jałowe spory o pierwszeństwo winni wywołać społeczny ruch pędu do autentycznej wiedzy, czytelnictwa współcześnie wydawanych książek i czasopism z zakresu szeroko rozumianej kultury i dziedzin społecznych, gospodarczych, przedsiębiorczości i nowych technologii. Bogactwo do nas samo nie przyjdzie, ale możemy go zdobyć poprzez nowoczesną pod względem merytorycznym i metodycznym edukację i samoedukację. Rewolucja obyczajowa nie unowocześni nam gospodarki, ani nie podniesie poziomu życia.
dr Antoni Zając był pracownikiem Wydziału Pedagogiczno-Artystycznego Uniwersytetu Rzeszowskiego